piątek, 27 września 2013

Rozdział 2.

http://www.youtube.com/watch?v=KaasJ44O5lI


~ 3 miesiące później ~
*NOELLE*

Obudził mnie telefon. Spojrzałam na budzik : 6.32. Co za idiota nie śpi o tej porze ?
  • Cześć kochanie -usłyszałam rześki głos Marca.
No tak, mogłam się spodziewać, że to będzie on.
  • Śpisz ? 
  • Uhm, już nie.
  • To świetnie.
  • Boże, głupota to ci się chyba od Tello udziela.
  • Nie mogłem spać.
  • Ale to nie znaczy, że inni też.
  • Wiem, ale chciałem usłyszeć twój głos.
Tym jednym zdaniem sprawił, że już nie byłam na niego zła. Jakże mogłabym być, kiedy on na każdym kroku pokazywał, że mu na mnie zależy. Wybaczyłabym mu wszystko. Nawet to, że czasem nie myślał. Towarzystwo Tello musiało wywierać na niego jakiś wpływ.

  • Też cię kocham - odparłam uśmiechając się do siebie.
  • Co robisz dzisiaj wieczorem ?
  • Spotykam się z Tobą - doskonale wiedziałam, jakiej odpowiedzi oczekiwał.
  • Widzimy się o 20 pod Camp Nou, okej ?
  • Postaram się. Anna dzisiaj przyjeżdża.
  • Ale z tego, co mówiłaś, to samolot powrotny ma o 18.45. Zdążysz.
  • No wcale nie. Przecież muszę się ogarnąć.
  • Jak dla mnie to możesz przyjść w tym samym. Stęskniłem się za tobą.
  • Przecież widzieliśmy się wczoraj.
  • No właśnie.
  • Dasz radę zakochańcu - roześmiałam się - idę dalej spać. Do wieczora.
Rozłączyłam się i uśmiechnęłam do siebie. Siła jego uczucia czasem mnie przerażała. Nie mogłam uwierzyć, że w tak krótkim czasie można się tak mocno zakochać. Ale patrzyłam na siebie i uświadamiałam sobie, że to możliwe. Kochałam go całą sobą i nie wyobrażałam sobie życia bez niego.
Nie mogłam już zasnąć. Za bardzo byłam ciekawa tego, co znowu wymyślił Marc. A także za bardzo  byłam podekscytowana wizytą Anny w Barcelonie.Nie widziałyśmy się odkąd wyszłam ze szpitala. Początkowo planowałam, że zamieszkam razem z nią w Valencii, ale po rozmowie z lekarką i spotkaniu z Marciem zdecydowałam, że zostanę. Czułam, że to dobra decyzja i nie żałowałam jej. Leżąc w szpitalu nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę aż tak szczęśliwa.
Wstałam z łóżka i poszłam się przygotować do spotkania z siostrą. Wzięłam prysznic, ubrałam się i poszłam zjeść śniadanie. Moja przeszłość nadal o sobie przypominała. Nadal musiałam dbać o to, co jem. I nie tylko to. Widziałam blizny za każdym razem, gdy naga stałam przed lustrem. Ale nowe życie było tego warte. Ich widok dodawał mi odwagi. Skoro pokonałam raka, to poradzę sobie ze wszystkim.

Jak zwykle się spóźniłam. Wstałam wcześnie, a i tak zabrakło mi czasu. Anna czekała już na mnie przy stoliku. Była moją najlepszą, i jedyną, przyjaciółką. Przez chorobę i ciągłe pobyty w szpitalu straciłam wszystkich znajomych ze szkoły. Starsza ode mnie o 8 lat zastępowała mi przyjaciółkę, ale też matkę. Moja, razem z ojcem, już dawno się ze mną pożegnała i przyjęła do wiadomości, że umieram. Nawet nie wiem, czy wie, że wyzdrowiałam. Nie obchodzi mnie to. Dawno już pogodziłam się z jej brakiem w moim życiu, także teraz nie czułam smutku, że się do mnie nie odzywa.
Anna na mój widok podniosła się z krzesła i uścisnęła mocno.
- Tak się cieszę, że cię widzę.
- Tęskniłam - w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie płacz. Już się napłakałaś w swoim życiu - wzięła mnie za rękę.
- Masz rację - powiedziałam siadając przy stole.
- Zmieniłaś się.
- Naprawdę ?
- Tak. Wyładniałaś.
- No dzięki - Anna pokazała mi język.
- Znaczy się, wiesz, promieniejesz. Nabrałaś rumieńców, uśmiechasz się. Jaki jest tego powód ?
- Ehh, no ja nie wiem. Co tam u ciebie słychać ?
- Po staremu. Odkąd wyszłaś ze szpitala mogłam wrócić do pracy w pełnym wymiarze godzin. A to oznaczało, że szef mógł już bez przeszkód mnie awansować.
- Dostałaś awans ?
- No tak jakoś wyszło.
- To cudownie. Należało ci się.
- Też się cieszę. W końcu to ja zarządzam ludźmi, a nie odwrotnie.
- Nadajesz się do tego.
- Oj no bez przesady - spojrzałam na nią znacząco - No dobra. Ale to wszystko twoja wina. Gdybyś nie była taką ofiarą w przeszłości, to nie rozkazywałabym teraz ciągle.
Zaśmiałam się.
- A jak tam z Davidem ?
- A co ma być ?
- Spotykacie się już pięć lat.
- I co z tego ?
- To, że mógłby się w końcu jakoś określić. Albo chce z tobą być albo nie.
- No przecież chce.
- To niech to okaże.
- Czego ty od niego oczekujesz ?
- No nie wiem, może oświadczyn ? Tak bardzo chciałabym zostać Twoją druhną.
- Wszystko w swoim czasie siostrzyczko. Masz teraz dużo czasu.
- Ach, no tak.
- Jakie masz plany na przyszłość ?
- Idę na resocjalizację. Mam już mieszkanie.
- Duże ?
- Wystarczające. Przeprowadziłam się tam dwa miesiące temu. Wcześniej miałam taką małą kawalerkę, którą udało mi się znaleźć na szybko po wyjściu ze szpitala.
- Sama sobie poradziłaś z przeprowadzką ?
- Nie, Marc mi pomógł - powiedziałam cicho.
- Kto ? Nie dosłyszałam.
- Marc.
- Chyba nie znam.
- Mój chłopak.
- Wiedziałam ! Dlatego jesteś taka uśmiechnięta. Opowiadaj.
- Poznaliśmy się trzy miesiące temu, wpadłam na niego przypadkiem w szpitalu.
- A więc to przez niego tu zostałaś.
- No tak. Jakoś poczułam, że muszę tu zostać.
- I widzę, że dobrze zrobiłaś.
- Tak. Zakochałam się. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. A co najdziwniejsze, poczułam to już podczas pierwszej rozmowy.
- Doceń to. Takie uczucie nie zdarza się często. I co teraz ?
- Nie wiem. Nie będę zapeszać. Jest dobrze, ale nie chce o tym mówić, bo znowu będzie coś źle.
- Czemu tak sądzisz ?
- A pamiętasz jak było z moimi wynikami ? Mówili, że jest wszystko okej, a tu nagle "przykro nam, ma pani raka". Boję się, że teraz będzie tak samo. Że wywołam coś złego.
- Nie przesadzaj. Limit nieszczęścia już dawno wyczerpałaś. Teraz już będzie wszystko dobrze. Jak on zareagował na twoją chorobę ?
- On, uhm - nie wiedziałam, jak powiedzieć prawdę - on, on nic nie wie.
- Jak to ? - moja siostra była strasznie zaskoczona - Przecież poznaliście się w szpitalu.
- No tak. Ale to było w dniu mojego wyjścia.
- No i co z tego ?
- To, że wpadłam na niego kiedy już dosłownie miałam wychodzić. Żegnając się powiedziałam, że siostra na mnie czeka. I on to opacznie zrozumiał.
- I co teraz ?
- Nic. On myśli że mam dwie siostry : ciebie i drugą chorą w szpitalu.
- I nie masz zamiaru mu powiedzieć prawdy ?
- Nie. Choroba była częścią mojego starego życia. Tamtego dnia zaczęłam nowe i nie mam zamiaru ich ze sobą łączyć i dodatkowo go martwić.
- Okej. Twoja sprawa. Opowiedz coś o nim.
Wyjęłam telefon i pokazałam jej zdjęcie z Marciem. Patrzyłam w wyświetlacz przez chwilę i powiedziała niepewnie :
- Ja go chyba skądś znam. Z telewizji ...
- No blisko - uśmiechnęłam się - z boiska. Jest piłkarzem FCB.
- Wiedziałam, że wydaje się znajomy. Jestem pod wrażeniem siostrzyczko.
- Nie ma czego. To normalny chłopak.  Nie, przepraszam. On nie jest normalny - dodałam po chwili z uśmiechem.
Rozmawiałyśmy jeszcze długo. Miałyśmy wiele tematów. Nie widziałyśmy się trzy miesiące, a wcześniej widywałyśmy sie codziennie, bo Anna pracowała " w domu " i podróżowała ze mną od szpitala do szpitala. Niestety w końcu nadszedł czas rozstania. Ten dzień minął tak szybko. Odwiozłam Annę na lotnisko i wróciłam do domu, by się przebrać przed spotkaniem z Marciem.

Udało mi się nie spóźnić. Podeszłam pod Camp Nou i usłyszałam radosne okrzyki. Zatrzymałam się i zaczęłam obserwować. Tello siedział na plecach Alexisa i biegali krzycząc przed głównym wejściem na stadion. Marc stał obok i widać było, że jest załamany ich zachowaniem. Uśmiechnęłam się do siebie - niektórzy nigdy nie dorosną. Alexis dostrzegł mnie i zaszarżował w moją stronę.
- Do ataku ! - Tello uniósł ręką i o mało przy tym nie spadł z pleców Sancheza.
Uchyliłam się i poszłam przywitać z Marciem.
- Dobra chłopaki, nie musicie już mi dotrzymywać towarzystwa.
- No tak, jej lepsze. - oburzył się Cristian.
- Żebyś wiedział - Marc objął mnie - Noelle chociażby lepiej całuje.
- Pffff - Tello zrobił obrażoną minę.
- Sprawdzałeś jak całuje Tello ? Peeeeeedały !! - wykrzyknął Alexis.
Marc uśmiechnął się tylko i machnął ręką do chłopaków, że mają iść. Sanchez pociągnął do samochodu obrażonego Tello i obiecywał mu, że kupi mu coś ładnego, żeby już się nie fochał.

*MARC*

- No to jakie mamy plany na dzisiaj ? - Noelle spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Zobaczysz .
Wziąłem ją za rękę i weszliśmy na stadion. Po drodze zabrałem koszyk piknikowy. Zatrzymaliśmy się na murawie.
- Zaplanowałem mały piknik z niespodzianką na koniec.
- Jaką ?
- Zobaczysz.
- No nie bądź taki tajemniczy. - popatrzyła na mnie błagalnie.
Oczy kota ze Shreka mnie nie przekonały.  Byłem nieugięty. Spędziliśmy naprawdę miły wieczór. Noelle z pasją opowiadała o studiach, jakie niedługo zacznie. Uwielbiałem na nią patrzeć. Uświadomiłem sobie, że nie wyobrażam sobie bez niej życia. W końcu na niebie pojawiły się gwiazdy. Zaprowadziłem Noelle na krzesełka.
- Patrz na niebo i jak zobaczysz spadającą gwiazdę, to pomyśl życzenie.
Noelle przytuliła się do mnie i w ciszy wypatrywaliśmy gwiazd. Jak dla mnie ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Tak wyobrażałem sobie szczęście. Bycie z osobą, którą kochałem. W pewnej chwili Noelle wskazała ręką na niebo.
- Patrz, spada ! Jakie masz życzenie ? - uśmiechnęła się do mnie.
- A ty ?
- Żeby już zawsze było dobrze - na jej twarzy pojawił się jakiś taki smutny uśmiech. - Twoja kolej.
- Chciałbym żebyś ze mną zamieszkała.
- To propozycja ?
- Jak najbardziej.
- A co z Ericiem ? Twoje mieszkanie nie jest aż tak duże, byśmy mieszkali w trójkę.
- Dlatego Eric już od tygodnia mieszka sam. Czas dorosnąć.
- Zgadzam się.
Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Noelle pocałowała mnie mocno. Jej dłoń sięgnęła pod moją koszulkę. Po chwili już nie zważaliśmy na to, gdzie jesteśmy. Liczyło się tu i teraz, całkowicie poddaliśmy się emocjom ...






~~~~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Mam nadzieję, że wam się podobało :)
To jest chyba ostatni rozdział, jaki pojawi się do mojego powrotu z Francji.

piątek, 20 września 2013

Rozdział 1.



Szliśmy razem z Cristianem do gabinetu prezydenta klubu. Chcieli się z nami spotkać w trybie natychmiastowym. Zastanawiałem się, co tym razem źle zrobiliśmy. Pewnie Tello znowu coś odwalił i jak zwykle oberwę jako jego przyjaciel. 
- Okazałbyś choć trochę skruchy.
- Ale ja nic nie zrobiłem tym razem ! - krzyknął oburzony.
- Tym razem może nie. Ale Roberto mógł cię w końcu wydać, że to ty pozbawiłeś ubrań całą damską drużynę Barcelony po ich ostatnim meczu .
- Weź nawet nie mów o tym na głos - zatkał mi ręką usta i rozejrzał się wokół, czy nikt nie podsłuchuje - Ale jeśli to ten idiota, to lepiej dla niego, by się jutro nie pojawił na treningu.
Usiedliśmy pod drzwiami do gabinetu. Kazali nam czekać. Typowy zabieg byśmy przypomnieli sobie wszystkie nasze złe uczynki. Byłem niewinny, ale po chwili czułem takie poczucie winy, że aż zaczynałem się pocić. A Tello ? Tello jak gdyby nigdy nic grał sobie na telefonie. Ten cwel nigdy się niczym nie przejmował. Drzwi w końcu się otworzyły i RoSELL zaprosił nas do środka. Przy biurku zobaczyłem siedzącego Tatę. Przełknąłem ślinę. Oj niedobrze.
- Ja nic nie zrobiłem ! - wykrzyknął od razu Tello.
Co za idiota. Tym samym od razu wydał się podejrzany, a raczej w jego przypadku - przyznał się do wszystkiego. Spojrzałem na niego karcąco, na on on wyszeptał tylko bezgłośnie : "No co ? ".
- Siadajcie, proszę. Tym razem nic nie zrobiliście.
- A to nowość. - skwitował trener.
- W takim razie dlaczego tu jesteśmy ?
- Mamy problem chłopcy.
- Tak. Iniesta i Pedro są chorzy - dopowiedział Martino.
- My nie mamy akurat z tym nic wspólnego - zaprotestował mój przyjaciel.
- Akurat z tym ? - prezes spojrzał na nas uważnie.
Błagalnie popatrzyłem na trenera, by nie drążyli tematu.
- Nie to jest powodem rozmowy Sandro. Problem w tym chłopcy - zwrócił się do nas - że Andres i Pedro mieli dzisiaj pójść w odwiedziny do chorych w szpitalu.
- To nasza nowa akcja w ramach hasła "Mes que un club" - tłumaczył prezes - Już nie tylko dajemy szansę na pojedyncze spotkania z chorymi z fundacji. Teraz nasi bohaterowie idą do szpitala i próbują dodać otuchy wszystkim, głównie dzieciom. Spotkanie z idolami może być punktem zwrotnym w ich leczeniu.
- Czego od nas oczekujecie ?
- Że zastąpicie Andresa i Pedro. To jedno popołudnie, a dacie ludziom tyle radości. A poza tym nie możemy teraz tego odwołać. Jak by to wyglądało ?
- No dobrze, pojedziemy - zgodziłem się.
- Nie !! - zaprotestował Cristian - Mam plany na dzisiaj.
- Lorena wytrzyma jeden dzień bez ciebie - trener uznał rozmowę za zakończoną - Weźcie klubowy samochód i jedźcie.
- Do widzenia.
- Dziękujemy - usłyszeliśmy na odchodne.

Tello złorzeczył całą drogę do szpitala. Później trochę mu przeszło, bo przywitali nas kawą i ciastkami. Dać temu jedzenie i od razu mu się ryj uśmiecha.Później poszliśmy na oddział dziecięcy. Widok tych wszystkich cierpiących dzieci przyprawił mnie o ból serca. Tak bardzo było mi ich żal. Ale mimo tej całej choroby na ich twarzach gościł uśmiech. Byli o wiele bardziej waleczni, niż my wszyscy w klubie razem wzięci. Tello opuścił mnie już po godzinie. Spotkanie z Loreną było świętością.  Może to i lepiej. Był zbyt nieodpowiedzialny na takie rzeczy.
- Przepraszam, gdzie tutaj jest automat z kawą ? - zapytałem pielęgniarki.
- U nas na oddziale niestety nie ma. Ale obok na onkologii mają nawet dwa.
Podziękowałem i ruszyłem we wskazanym przez nią kierunku. Wybrałem swoją ulubioną kawę i ruszyłem z powrotem czytając smsa od dos Santosa. Nagle poczułem, jak kubek wypada mi ręki, a ktoś uderza w moją pierś.

*NOELLE*

- Mam dla ciebie dobre wieści Noelle - usłyszałam od mojej lekarki.
Do tego czasu nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, że kazano mi się spakować. Przecież mogło to oznaczać, że już ze mną tak źle, że nie da się nic więcej zrobić.
- Naprawdę ?
- Tak. Dzisiaj przyszły ostatnie wyniki. Jesteś zdrowa.
- Całkowicie ?
- Całkowicie - uśmiechnęła się do mnie - Czerniak został usunięty. Pozostanie ci tylko blizna na nodze i barku. Cały twój strach się skończył. Możesz zacząć nowe życie.
- Ma pani na myśli to, że już nigdy więcej tu nie przyjdę ? Że mogę pójść na studia, znaleźć pracę ?
- Założyć rodzinę - dodała uśmiechając się jeszcze bardziej - Jesteś całkowicie zdrowa i nigdy się to nie zmieni.
- Dziękuję bardzo za wszystko ! - zarzuciłam jej ręce na szyję - Zawdzięczam pani życie.
- Oj Noelle, nie przesadzaj, to moja praca.
- Pani działanie dawno przekroczyło obowiązki. Tak bardzo pani walczyła o te wszystkie badania dla mnie - pocałowałam ją w policzek - Czemu pani płacze, pani doktor ?
Otarła łzy ręką i uśmiechnęła się blado :
- Tak bardzo będę za tobą tęsknić. Przez ten cały czas stałaś się dla mnie jak córka, której nigdy nie miałam.
- Proszę, proszę nie płacz - w moich oczach też pojawiły się łzy.
- Ale tak bardzo się cieszę, że jesteś zdrowa. No, idź już. Anna na ciebie czeka. Powodzenia !
Uściskałam moją lekarkę i wyszłam z gabinetu. Tak wiele jej zawdzięczałam. Życie.
Nagle poczułam, że w kogoś wpadam.

*MARC*

Wpadła we mnie jakaś dziewczyna wychodząca z gabinetu, który akurat mijałem.
- Strasznie cię przepraszam - uśmiechnęła się do mnie słodko.
Była prześliczna. Kręcone blond włosy, zielone oczy i promienny uśmiech na twarzy. Na jej widok moje serce wywinęło koziołka. Oj niedobrze Marc, nie dobrze.
- Nie przepraszaj, to twoja wina, znaczy się moja - palnęłem się ręką w czoło, " Co ja wygaduję ?" - To ja nie patrzyłem, gdzie idę.
- Ale ja wylałam ci kawę.
- To nic - uśmiechnąłem się.
- Mam teraz wyrzuty sumienia.
- W takim razie może się ze mną umówisz i one wtedy znikną ?
Na jej twarzy pojawił uśmiech. Niestety po chwili zniknął. Przeczesała ręką włosy i powiedziała smutno :
- Dzisiaj niestety nie mogę. Siostra na mnie czeka.
Na mojej twarzy musiało malować się ogromne rozczarowanie, bo od razu dodała :
- Ale mam czas jutro.
- Świetnie - wykrzyknąłem - w takim razie może spotkamy się jutro w tej kawiarni na La Ramblas, "El Sol", o 15.
- Pasuje mi. Do zobaczenia - uśmiechnęła się i ruszyła w stronę wyjścia.
- Poczekaj ! - krzyknąłem za nią - Jestem Marc !
- Noelle.

***
Nie mogłem o niej zapomnieć. Jej uśmiech towarzyszył mi przez cały wczorajszy wieczór, a dzisiaj przeszkadzał w skupieniu na treningu. Ta dziewczyna fascynowała mnie tak bardzo, że nie mogłem w nocy spać. Była dla mnie kimś obcym, a jednak czułem się jakbym znał ją od zawsze. Ciężko mi było to sobie uświadomić, ale to były chyba objawy choroby zwanej miłością, miłością od pierwszego wejrzenia. Trochę się na tym znałem, bo Tello przeżywał to samo po spotkaniu Loreny. Z niecierpliwością czekałem na spotkanie z Noelle, by zobaczyć, czy ona choć w jakimś stopniu czuje to, co ja.
- Marc, czy możesz mi powiedzieć dlaczego stoisz jak debil, a inni od pięciu minut ćwiczą ? - trener huknął mi do ucha.
- Ja ... eee... przepraszam.
- 20 minut karnego treningu Bartra.
- Oczywiście trenerze, jutro z chęcią zostanę dłużej.
- Dzisiaj, nie jutro.
- Ale, ale ... ja nie mogę ! - zalała mnie fala przerażenia.
- Jak kocha to poczeka - trener był nieustępliwy - drużyna jest najważniejsza.
- Oczywiście, rozumiem.
Dołączyłem do reszty i do końca treningu ćwiczyłem z nimi. Ale i tak nic mi nie wychodziło. Nie mogłem się jeszcze bardziej skupić, bo przed oczami miałem pusty stolik w "El Sol" i Noelle wściekłą za moją nieobecność. Jak burza wypadłem z Ciutat Esportivo i pojechałem do domu się przebrać. Wyszedłem ubrany w koszulkę i marynarkę i ruszyłem na La Ramblas. Po drodze  kupiłem mały bukiecik kwiatów dla Noelle. Denerwowałem się i to strasznie. Bałem się, że zrobię z siebie debila i ona nie da mi kolejnej szansy. Wszedłem do "El Sol" spóźniony tylko trzy minuty. Cud. Noelle siedziała przy stoliku i spoglądała na zegarek.
- Przepraszam za spóźnienie, trening się przeciągnął - wręczyłem jej kwiaty.
Na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Wyglądała tak pięknie, kiedy się uśmiechała. W ogóle ciągle była śliczna.
- Co trenujesz ? - zapytała, gdy zamówiłem kawę.
- Jestem obrońcą w Barcelonie - trochę mnie zabolało, że nie wiedziała kim jestem
Ale przecież nie każdy lubi piłkę. Chyba zobaczyła cień zawodu na mojej twarzy, bo od razu dodała :
- Wybacz, ale nie znam się na piłce. Nie miałam czasu na oglądanie meczy.
- A co robiłaś ? To przez studia ?
- Nie, nie studiowałam - zamyśliła się chwilę nad odpowiedzią - cieszyłam się życiem. Opowiedz mi coś o meczach.
Nie musiała mnie długo namawiać. O piłce mógłbym opowiadać godzinami. Bałem się, że ją zanudzam, ale słuchała z wypiekami na twarzy.
- To brzmi świetnie.
- Chciałabyś kiedyś zobaczyć jak gramy ?
- Swoją opowieścią sprawiłeś, że tak.
- W takim razie jesteś zaproszona - uśmiechnęła się do mnie promiennie - A jak czuje się twoja siostra ?
- Moja siostra ? - wyglądała na zdziwioną.
- No ta, co czekała na ciebie w szpitalu. Oczywiście jak nie chcesz, to nie mów.
- Ona, uhm, ma się dobrze. - Noelle spojrzała na zegarek i wykrzyknęła przerażona - O nie, już jest tak późno ? Tak szybko mi z tobą czas minął.
- Musisz już iść ?
- Niestety tak.
- Ale przez moje gadanie o piłce nie dowiedziałem się niczego o tobie - ja debil.
- Ale za to ja wiem wiele o twojej pasji, a co się z tym wiąże od razu o tobie.
- Co ci się pewnie nie podoba.
- Wręcz odwrotnie. A jeśli tak bardzo chcesz się czegoś o mnie dowiedzieć, to przecież to nie jest nasze ostatnie spotkanie.
Jej ostatnie słowa brzmiały jak pytanie.
- Oczywiście, że nie jest.
Odprowadziłem ją spacerkiem do domu. Mieszkała sama, bo jej siostra pracowała w Maladze. Biedna, z tego, co zrozumiałem, jedna siostra chora, druga daleko. A i ona i tak była cały czas uśmiechnięta. Nie chciałem się z nią rozstawać. Tak bardzo pragnąłem, by nasza randka trwała wiecznie. W końcu musieliśmy się pożegnać. Wydawało mi się, że w jej oczach widziałem ten sam żal, że musimy się rozstać. Na pożegnanie dała mi buziaka w policzek i obiecała, że zobaczyły się już jutro. A ja głupi nie wiedziałem z czego się bardziej cieszyć. Eh, miłość ....




~~~~

No, to mamy efekt mojej nauki na francuskim :)
Rozdział zadedykowany mojej kochanej LONIE <3 

niedziela, 15 września 2013

Prolog i ogłoszenia duszpasterskie.


Witam was serdecznie na moim trzecim blogu. Będzie on prowadzony na równi z moim drugim blogiem .
Trzy ważne informacje : 
  • Byłoby mi bardzo miło, jakby każdy, kto czyta tego bloga, pozostawił po sobie jakiś komentarz. Wystarczy zwykłe " :) ". Nawet sobie nie wyobrażacie, ile uśmiechu i motywacji do pracy daje mi każdy komentarz.
  • Proszę każdego, kto ma zamiar czytać tego bloga i chce być informowany o nowych rozdziałach, o pozostawienie TUTAJ : linka do swojego aska ( osoby informowane przez aska, WSZYSTKIE ) , imienia ( osoby informowane przez fejsa ), linka do bloga, numeru gg, itp. 
  • Osoby, które chcą mnie poinformować o nowościach na swoim blogu, zapraszam TUTAJ.

http://www.youtube.com/watch?v=Ks1kRZRYRRA


Ten weekend spędzałam z dziadkiem. Strasznie to lubiłam, bo opowiadał mi o swoim życiu. O swoich meczach, zgrupowaniach, treningach. Był moją podporą i wsparciem, zawsze mogłam liczyć na jego rady odnośnie mojej gry. Był obecny na wszystkich moich meczach. W porównaniu do mojego ojca - Mario Bartry - wielkiej gwiazdy FC Barcelony, następcy Leo Messiego. Ojciec traktował mnie jak konieczność,  a dziadek jak największą przyjemność. Dla mnie był bohaterem, ale nie z powodu tego, co dokonał, ale dlatego, że zawsze we mnie wierzył. A dokonał wiele. Nazywa się Marc Bartra. Był czołowym obrońcą FCB, podporą hiszpańskiej reprezentacji. Teraz kibice mówią o nim z takim samym szacunkiem jak o Carlesie Puyolu. Jego rady są dla mnie cenniejsze niż złoto. Mimo że sama grałam jako napastniczka, chciałam być taka, jak on, nie jak mój ojciec. 
Ale tej soboty nie przyszłam do dziadka po radę, przyszłam po informacje. Chciałam dowiedzieć się czegoś o mojej babci, która u mnie w domu była tematem tabu. 
- Dziadku możemy porozmawiać ?
- Oczywiście Noelle.
- Chciałabym dowiedzieć się czegoś o babci - jego twarz momentalnie zbladła - Wiem tylko, że imię mam po niej. No ale to wszystko. Ukrywacie prawdę przede mną !
Dziadek patrzył na mnie w milczeniu. Na jego twarzy malował się ogromny smutek i cierpienie.
- Ona cię opuściła ? Zostawiła ? Uciekła z innym ? - nagle wszystko zrozumiałam. 
Pokręcił tylko głową.
- Chodź ze mną.
Wpakował mnie do samochodu i wywiózł na obrzeża Barcelony. Zatrzymaliśmy się i ruszyliśmy pomiędzy grobami.
- Cmentarz ? Dlaczego cmentarz ? - zapytałam, kiedy nagle przystanęliśmy.
Wskazał mi tylko ręką jeden z nagrobków. Widniało na nim : 
" Noelle Bartra 
21 października 2014 roku "
i zdjęcie kobiety. Boże. Moja babcia. Ona nie żyje. A data jej śmierci była datą urodzin mojego ojca. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc rzuciłam tylko :
- Była piękną kobietą. 
- Tak, to prawda - wyszeptał dziadek - była najcudowniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem w swoim życiu ...
I tymi słowami zaczął swoją opowieść...